Ale przecież nie mogłem tak siedzieć w nieskończoność. Umknąłem morderczym promieniom słonecznym, zaspokoiłem pragnienie, odzyskałem siły, wszakże teraz
na odmianę począł mnie dręczyć głód.
Rozejrzałem się bacznie dookoła, szukając czegoś, co mogłoby się nadawać do zjedzenia, lecz prócz piasku omywanego morskimi falami, rudawej skały i krzewów pokrytych skórzastymi, ciemnozielonymi liśćmi, nie było tu więcej niczego.
NKJP: Andrzej Sarwa, Strzyga, 2006