Pod koniec XVI wieku, po czterdziestoleciu wojen religijnych, skupiona na sobie, wyniszczona Francja faktycznie przestała się liczyć na morzu. Konkurencja holenderska i hiszpańska wypychała ją z handlu
lewantyńskiego, piraci bezkarnie niszczyli statki francuskie, a potężna Royal Navy groziła ingerencją w wewnętrzne sprawy królestwa.
Odbudowujący kraj Henryk IV lepiej niż liczący każdego liwra minister finansów Sully rozumiał potrzebę posiadania kolonii, a więc i floty, gdyż „dla szybkiego osiągnięcia wielkości Francja powinna być równie silna i wielka na morzu, jak jest potężna i budząca strach na lądzie”. Sztylet katolickiego fanatyka Ravaillaca przerwał w 1610 roku marzenia pierwszego Burbona na francuskim tronie.
rp.pl, 28.08.2010
A naprawdę jak to było? To pewnie nadąsana
lewantyńska piękność, wywodząca się ze stambulskiego rynsztoka, paplająca rynsztokową francuszczyzną i w chwilach kłótni plująca
lewantyńskim przekleństwem. Swoją nudę, chciwość, kaprysy, podejrzliwość i złość skupiająca na głuchawym starcu. Można się domyślić, jak w długie jesienne, zimowe wieczory dojadała staremu za wygnanie, zamknięcie, nie spełnione marzenia, niewyżytą młodość, jak pod pudrem i szminką, pokrywającymi nie domytą twarz, więdła szybko i jak w strachu przed nadchodzącą własną starością, przed zmarnowanym i nieuniknionym losem umiała kąsać na ślepo i boleśnie.
NKJP: Z. Haupt, Baskijski diabeł. Opowiadania i reportaże, 2007