Podszedłem do drzwi łazienki i zapukałem; „Robercie, masz nowych gości”, „trzeźwi?", „ma się rozumieć, że trzeźwi”, „to daj im
gołdy, jeszcze jedna flaszka jest w kuchni w zlewie... chłodzi się”, „a ty kiedy wyjdziesz?”, „w swoim czasie”. Odwróciłem się i zdołałem jeszcze spostrzec, że nowo przybyli robią do siebie zdziwione miny (on nawet wzruszył ramionami), szept usłyszałem „to niemożliwe, żeby nie miał lodówki”, zrozumiałem więc, że ludzie ci dotychczas nie bywali u Tęgopytka (...)
NKJP: Ireneusz Iredyński, Dzień oszusta. Człowiek epoki, 1962
Przez tego zmarłego męża była aż tak uczulona na
gołdę, bo on właśnie chlał na umór. Mogłeś przyjść do niej pijany, żaden problem, ale wypić u niej nie miałeś szans.
K. S. Rutkowski, Kryminał tango, 2015
Kochane warszawskie prawiczki z nożami sprężynowymi w kieszeniach, drogie ochlapusy z męstwem sączące
gołdę, żeby mieć odwagę stuknąć żonę w zęby (...)
Tadeusz Konwicki, Kalendarz i klepsydra, 1976