Pewnego dnia ojciec nakrywał słomą dach. Gdy złaził z tego dachu, coś go zaczęło kłuć w oku, potem bolało coraz bardziej, jakby miał jęczmień na nim. Ale to była
łuszczka. Kiedy ta
łuszczka zaczęła zachodzić na źrenicę, dopiero wtedy się zebrał tato i poszedł do takiej zamawiaczki, co to tę łuszczkę umiała zamawiać. Ta popatrzyła, ale jak ujrzała, że ta
łuszczka jest już na źrenicy, to gada: Teraz dopiero przychodzisz? Rychło w czas do pokuty, jak już śmierć stoi u dupy. I nie chciała nawet nic robić. Ale ojciec zaczął ją prosić i molestować (...)
Adam Gancarz, W lesie urodzony. Pamiętnik, 1977, s. 200