Holandia, w zasadzie jako jedyny kraj, realizowała do pewnego czasu model
wielokulturowości. Oficjalnie przyjęła multikulturalizm jako model polityki w latach 80. Nie wynikało to jednak ze szczególnie „lewackiego” charakteru ówczesnych holenderskich rządów. Tradycje multikulturalizmu sięgają bowiem w Holandii... XVII stulecia, tolerancyjnego okresu Zjednoczonych Prowincji, kraju bez dominującej religii i kultury, dążącego do stworzenia wspólnej ramy dla życia różnych mniejszościowych grup. Ten model rozwinął się w wieku XX w koncepcję „sfilaryzowanego społeczeństwa”. Zgodnie z nim społeczeństwo Holandii oparte miało być o trzy szanujące swoją odmienność i autonomię
społeczno-kulturowe filary: katolicki, protestancki i socjaldemokratyczny. Obok nich funkcjonował znacznie mniejszy filar żydowski. Każdy z tych filarów miał swoją prasę, szkoły i przedszkola, partie polityczne, teatry, harcerstwo, organizacje charytatywne i koła gospodyń wiejskich. Gdy po wojnie do Holandii zaczęła napływać ludność muzułmańska, holenderscy politycy liczyli, że do trzech wielkich filarów uda się dołączyć czwarty — muzułmański.
Jakub Majmurek, oko.press, 10.07.2016
Tym, co stanowi dziś niebezpieczeństwo dla autentycznej
wielokulturowości, jest
wielokulturowość poza cywilizacją. Chodzi tu o brak wspólnej cywilizacji dla różnych kultur. Jeśli takiej cywilizacji brak, to nie ma mowy ani o współistnieniu wielu kultur obok siebie, ani o wzajemnym dopełnianiu się tych kultur. Mogą się one tylko zwalczać, aż do wyniszczenia jednej przez drugą lub do zdominowania jednej przez drugą. Innej drogi nie ma. Dlatego właśnie program
wielokulturowości bez odniesienia do wspólnej cywilizacji jest ideologią, która docelowo tę
wielokulturowość zniszczy, doprowadzając albo do całkowitej dominacji jednej z kultur, albo też do stanu, w którym człowiek nie będzie mógł żyć po ludzku.
Piotr Jaroszyński, Multikulturalizm — poza cywilizacją?, Człowiek w Kulturze 24, s. 14