Sprzedaliśmy więc pierwszy transport siana. Poszliśmy do miasteczka i Paweł spił się jak świnia jeszcze tego wieczora, i nie wrócił ze mną. Następnego dnia nie wyszedłem do pracy. Czekałem na Pawła. Nazajutrz zabrałem się do roboty sam. Niewiele mi z tego przyszło. Zaczęły padać deszcze i nic nie zapowiadało, że się to skończy. Siedziałem kilka dni, ale w końcu wiadomo, że w górach jak zacznie padać, to może tak bez końca. Pomyślałem sobie, że przecież coś gdzieś trzeba robić, i poszedłem z tego miejsca, gdzie „diabeł mówi dobranoc” i gdzieśmy z Pawłem przesiedzieli,
lekko licząc, dwa tygodnie.
NKJP: Wiesław Dymny, Opowiadania zwykłe, 1997