Jest jeszcze Renault. Firma ta produkuje całą gamę znakomitych
hothatchy. Problem w tym, że są one ogołocone ze wszelkich dodatków — mają ostentacyjnie wyścigowy charakter. Tym samym wysyłają komunikat, że każdy nabywca tego wozu jest zainteresowany wyłącznie pokonywaniem zakrętów w taki sposób, by doświadczać jak największych przeciążeń. A przecież nie o to w
hothatchach chodziło.
Jeremy Clarkson, Co może pójść nie tak?, przekład Michał Strąkow, 2015
Rozkwit popularności usportowionych niewielkich aut nastąpił w okolicach 2000 roku, kiedy w krótkim czasie, jeden po drugim, debiutowały kolejne nowości. I tak świat usłyszał m.in. o Mini Cooperze S, Fiacie Punto HGT, Renault Clio Sport, Peugeocie 206 RC, Oplu Corsa GSi, Audi S3, Fordzie Focusie ST, kolejnych generacjach Volkswagenów Polo i Golf GTI oraz wielu innych. Wtedy też zaczął się prawdziwy wyścig producentów w wykrzesaniu z silników jak największej liczby koni mechanicznych i uzyskiwaniu cennych ułamków sekundy w pomiarach przyspieszenia. Dzisiejsze
hot hatche uzyskują osiągi podobne do supersamochodów sprzed 30 lat, a górna granica zdaje się nie mieć końca.
wyborkierowcow.pl, 16.10.2018