Obserwując te wyjałowione z jakichkolwiek uczuć, sztywniejące w pustej mimice aktorskie twarze, które za garść miedzi wynajmowały swe organa zwierzętom w ludzkiej skórze, Bulsza poczuł, że jest dojechany jak kamazy w Magadanie, że wypalił się jak słońce, któremu właśnie stuknęło dziesięć miliardów lat, i choć dłużej
ni chu-chu nie pociągnie, to pomimo wszystko wróci i przeliteruje wszystkie lokalne historie od początku do końca.
Sławomir Shuty, Ruchy, 2008