Kupuję na rogu Szczepańskiej i Rynku dwa
precle, od razu je pożeram, zaglądam do delikatesów, potworne kolejki, myślę, pewnie przywieźli wędlinę, patrzę, ale nie ma żadnej kiełbasy, są parówki, stanę, myślę, i kupię te parówki, bo nic nie mam w domu. Wyciągam «Trybunę» z kieszeni, czytam wiadomości sportowe, artykuł Misiornego o premierze w Teatrze Wybrzeże, sztuka głęboko zaangażowana w sprawy ludzi pracy, aha, kawałek
precla uwiązł mi w gardle. Trzęsę się od kaszlu, torebka z kupionymi jajkami wyraźnie mi przeszkadza, wkładam ją do drugiej kieszeni, wycieram chusteczką usta, ekspedientka tłumaczy, spokojnie, że towar będzie za pół godziny, nie ma co się gorączkować. Stal Mielec nie ma szans. Lato bez formy. Kasperczak odczuwa ból kolana. Parówki znikają w zastraszającym tempie, chyba nie dostanę, myślę. Podchodzę do starszej pani, która zajmuje dobre miejsce, i proszę, żeby mi wzięła trzy parówki. Ale już mnie usłyszeli z tyłu, panie, panie, tylko bez takich sztuczek, my też stoimy, co pan myśli, każdy chce dostać, no już dobrze, dobrze, mówię, idę na swoje miejsce. Wreszcie jestem przy ladzie, opieram się o nią. «Trybunę» wkładam do kieszeni, kończę jeść drugiego
precla, parówek już mało, ale kilka osób przede mną wzięło konserwy tyrolskie, więc może wystarczy. Wystarczyło, kupiłem trzy parówki, zapłaciłem około trzydziestu złotych, psiakrew, ale to kosztuje, poprosiłem o torebkę papierowa, ale nie mieli. Parówki rozłaziły mi się, wyślizgiwały z ręki, wsadziłem je do «Trybuny», szczelnie owinąłem, włożyłem pod pachę i szczęśliwy wyszedłem.
J. Kornhauser, Stręczyciel idei, 1980