Nietrudno o pomyłkę, jak do człowieka strzelają. A granica jest tuż obok. Tutaj nie, ale pod Harerem był taki przypadek: przez trzy dni z rzędu coś blokowało drogę, rozwalając wozy prowadzące konwój. Jedzie kolumna,
pierdut, i najsilniejszy z wozów osłony wylatuje w powietrze. Od trafienia z góry, żadna mina. Dobrze, że nie na nas padło, tylko na wojaków Degawiego.
NKJP: Artur Baniewicz, Afrykanka, 2005
Na siedemdziesiątym jak coś nie pierdolnie, a on tą kierownicą majdruje najebany w prawo i w lewo. W lewo i w prawo. Wszystko to bardzo szybko, ale zarazem bardzo wolno. Parę sekund — całe życie. Tracimy przyczepność. Komandorze! Ster na lewą burtę! Cała naprzód. Ku nowej przygodzie. Taka frajda nie zdarza się co dzień. Bach, bach! Słupki.
Biało-czerwone. Jeden za drugim. Jeb. Krzak.
Pierdut. Rów. Wreszcie — na kotwicy.
Co czuję? Czuję, że mnie głowa boli. I kark. Za mną stęka półprzytomny pacjent, po gębie cieknie mu krew, rozmazuje ją łapą i jęczy. Reszta nie wiem.
NKJP: Sławomir Shuty, Zwał, 2004