— Jak trafimy na trzeci... — przerwała na chwilę, patrząc, jak Gniewko dźwiga się na równe nogi, odsuwa o krok i spokojnie obwąchuje kępę suchej trawy. Uśmiechnęła się ze smutkiem. — Nie umiałabym go... Mam go
od maleńkiego. Jest jak pies. Zabiłbyś własnego psa?
Dostałem po głowie którymś z wiader, przytroczonych z tyłu siodła. Pewnie na wypadek, gdybym nie zrozumiał, o czym mówi.
NKJP: Artur Baniewicz, Afrykanka, 2005