W moim rodzinnym domu
kutię przygotowywało się na każdą Wigilię. Robiły ją babcia (która wyniosła zwyczaj przyrządzania
kutii ze swojego rodzinnego domu we Lwowie) albo mama. Z kolei druga babcia, wychowana w Wielkopolsce, na Wigilię przygotowywała kluski z makiem.
O ile mogę przeżyć Boże Narodzenie bez klusek,
kutia obowiązkowo stanie na moim świątecznym stole. W tym roku nieco unowocześnię recepturę mojej mamy i dodam do maku odrobinę kandyzowanej skórki pomarańczowej. Zrezygnuję też z dodawania do
kutii spirytusu czy rumu (w końcu to Wigilia i alkohol nie jest wskazany, chociaż świetnie podkreśliłby smak tego wyjątkowego, świątecznego deseru).
dorota.in, 13.12.2010
Kiedy pszenica ostygła całkowicie i ziarna można było rozdzielić, przystępowało się do ostatniego etapu, czyli doprawiania
kutii. Rozcieńczało się ciepłą wodą ciemny i aromatyczny miód, koniecznie gryczany, a następnie łączyło razem z pozostałymi składnikami: makiem, pszenicą i orzechami. Było przy tym dużo uciechy i ciągłego próbowania, bo mimo iż proporcje były od lat te same, to jednak raz
kutia wydawała się zbyt sucha, później znów zbyt słodka, a jeszcze później za mało makowa, pszeniczna bądź orzechowa. Doprawianiu jej nie było więc końca.
Zbigniew Grycan, grycan.natemat.pl, 21.12.2012