Wcześniej w amerykańskich college’ach tradycyjnie od dziesięcioleci oferowano studentom propedeutyczne kursy cywilizacji zachodniej. Stanowiły one przegląd kluczowych osiągnięć Zachodu, swego rodzaju kanon wiedzy z zakresu literatury, historii, filozofii, sztuki i nauk ścisłych. Zajęcia te cieszyły się niekiedy dużą popularnością wśród studentów, natomiast dla nowych mentorów były solą w oku.
Na pierwszy odstrzał poszły wykłady i seminaria mające w nazwie wyrażenia, takie jak demokracja, liberalizm, zachodni, chrześcijański. Z kolei przedmioty, które zawierały takie pojęcia, jak etniczność, rasa, islamofobia,
intersekcjonalność, gender, gwarantowały przychylność wykładowców, ułatwiały uzyskanie dyplomu i zrobienie kariery naukowej. Jednocześnie pojawiły się nowe przedmioty: krytyczna teoria rasy, wielokulturowość, studia nad białością, niebinarność, a nawet kuriozum: rasizm w nauczaniu matematyki i kolonialna notacja muzyczna. Ostatni przedmiot zdziwiłby Fryderyka Chopina, a przedostatni Alberta Einsteina. Wiele tych zajęć, zamiast łagodzić uprzedzenia, dodatkowo antagonizowało społeczności etniczne, a nawet wzbudzało rasistowskie nastroje, tyle tylko, że w stosunku do białych.
rp.pl, 26.07.2024
Od samego początku pojęcie
intersekcjonalności dotyczyło napięć na styku płeć, rasa i klasa jako trzech podstawowych kategorii nierówności, splecionych ze sobą i wzajemnie definiujących się w tożsamościach, doświadczeniach i walce o sprawiedliwość kobiet. Dziś często używane jest w szerszym znaczeniu i dotyczy nakładania się na siebie także innych kategorii społecznych, takich jak język ojczysty, wiek, doświadczenie migracji, niepełnosprawność, religia czy orientacja seksualna.
M. Ohia-Nowak, Doświadczenie afropolskie. Refleksja autoetnograficzna, w: Usytuowania, red. H. Gosk, Kraków 2025, s. 34