Pamięta, że w przedszkolu, do którego chodził, mówiło się po rosyjsku. Po kazasku — w
aułach, na podwórku, z sąsiadami, a i to nie ze wszystkimi. Ale broń Boże publicznie. Mówienie po kazasku było czymś wstydliwym, niestosownym. Odradzająca się kazaska elita nie znała języka kazaskiego. Za to dwie trzecie Kazachów mówiło biegle po rosyjsku, co było absolutnym rekordem wśród wszystkich niesłowiańskich narodów imperium.
Język i obyczaje podzieliły Kazachów. Ci z miast gardzili
aułami,
auły gardziły „miastowymi”, usiłującymi za wszelką cenę zmienić skórę i duszę, niepotrafiącymi mówić swoim językiem, modlić się do swojego Boga.
Auły zawsze wiedziały, że „miastowi” tylko zgubili drogę i wstyd im się do tego przyznać.
NKJP: Gazeta Wyborcza, 1997