W czasach, kiedy uczyłem się i uczono mnie zawodu stolarskiego, wszystkie nazwy narzędzi i nazwy złącz, a także nazwy czynności wywodziły się z języka niemieckiego. Dla ścisłości powiedzmy: prawie wszystkie nazwy. Były to słowa bardzo niekiedy zdeformowane w stosunku do pierwowzoru. Niemiecki Hobel stał się heblem, a Schraubzwinge stała się sródcęgą (ścisk stolarski) i tak dalej w nieskończoność. Człowiek nie znający niemieckiego i nie mogący się doszukać źródłosłowu głowił się, skąd wzięły się te dziwactwa. Stąd zrodził się popularny „
wihajster” –
słowo-wytrych, a stosujący je nie wiedzą często, że wypowiadają nader poprawnie po niemiecku zwrot „jak on się nazywa”. Stąd niezmiennie zabawny felieton czy skecz Tuwima, którego treścią jest rozmowa z hydraulikiem.
Bohdan Czeszko, Nostalgie domowe, 1987, s. 111
Ale gdy podsunęła mu lustro, jak sobie tego życzył, machał rękami jeszcze silniej i wskazywał jakiś przedmiot leżący na stole.
– No, ten, ten,
wihajster.
„
Wihajstrem” było w końcu dla niego wszystko, od gwoździa do kościoła, z tego względu nazywano go przez pewien czas „
Wihajster”, dodając jednak ten nowy przydomek do starego. I mówiło się o nim wówczas: „No, ten głupi Aloch,
wihajster!”.
Józef Ratajczak, Gniazdo na chmurze, 1970, s. 49-50